Pierwsze Migawki wnętrza – MHZP

Renata Zawadzka-Ben Dor

Migawki z wystawy
Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie

zdjęcia: Renata Zawadzka-Ben Dor


Stała Wystawa – parę odpowiedzi

Renata Zawadzka-Ben Dor    2014-10-27

MT

Marian Turski – Wiceprzewodniczący Zarządu Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny.     foto: Renata Zawadzka-Ben Dor

Muzeum Historii Żydów Polskich otwarto już jakiś czas temu. Jednak na Wystawę Stałą stanowiącą serce owego muzeum czekaliśmy do teraz, do końca października 2014 roku. Około 20 lat od momentu kiedy padła pierwsza sugestia ze strony pani Grażyny Pawlak, że takie muzeum można i trzeba stworzyć. Pomysł był nęcący ale realizacja momentami wydawała się przerastać siły zaangażowanego w nią zespołu ludzi.

– Człowiekiem, który ma największe zasługi – moim zdaniem – w stworzeniu tego Muzeum jest Jerzy Halbersztadt który objął kierownictwo po Grażynie Pawlak. Został nam wskazany przez Jeshajahu Weinberga, który był twórcą Muzeum Diaspory, a później Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Podchwycili tę inicjatywę ówczesny dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego prof Feliks Tych i Michał Friedman ówczesny przewodniczący Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. No i ja w tym tkwiłem – mówi Marian Turski, wieloletni przewodniczący zarządu Stowarzyszenia ŻIH, który niedawno oddał pałeczkę Piotrowi Wiślickiemu. Nad stworzeniem Wystawy Stałej pracowało ponad 220 historyków, ponadto historycy sztuki, kustosze. Dlaczego trwało to tak długo?

Pusta kasa? Puste gabloty?

MT

Dariusz Stola – dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie                                     foto: Renata Zawadzka-Ben Dor

Zwykle w takich razach mówimy “jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze” Przy na taką skalę zakrojonej inicjatywie to oczywiste, że pieniądze, a właściwie ich cykliczny niedostatek miały niebagatelne znaczenie dla tempa realizacji przedsięwzięcia. Koszt postawienia budynku “skorupy” to 180 mln złotych po połowie wyasygnowane przez władze miasta Stołecznego Warszawa i reprezentujące rząd Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ratach. Na stworzenie Wystawy Stałej ponad 145 mln pozyskało Stowarzyszenie ŻIH od darczyńców ze świata m.in z Polski. Tu warto nadmienić, że największym darczyńcą indywidualnym jest Polak dr Jan Kulczyk. Pieniądze przedstawiciele żydowskiej diaspory, na których wsparcie najbardziej liczono na początku byli nastawieni do finansowania projektu dość sceptycznie. Uważali, że skoro rząd polski przejął majątki po zmarłych Żydach, to niech odda te pieniądze na rzecz Muzeum. Potem przyszedł kryzys światowy, który też nie skłaniał do rozrzutności.

– Na szczęście pojawili się wybitni pojedynczy donatorzy. Najpierw pewną sumę, żebyśmy się mogli utrzymać przy życiu dał nam Ronald Lauder. Potem wspaniale nam pomógł pierwszy darczyńca spośród bogatych Polaków, pan Krauze. Potem pomógł nam znakomicie Wiktor Markowicz, który w najcięższej chwili wyłożył dużą sumę, żebyśmy mogli działać. Trzeba było przecież wynająć jakiś lokal i choć kilka osób zatrudnić, prowadzić badania, prowadzić kwerendy,podróże odbywać – opowiada Marian Turski.

Kwestia pieniędzy i tak wydaje się banalna wobec faktu, że zamierzano zbudować Muzeum bez obiektów muzealnych!
– Pierwsza rzecz jaką musieliśmy wykonać, skoro wiedzieliśmy, że nie mamy artefaktów, że nie mamy obiektów, nie mamy przedmiotów – jak to jest w normalnych muzeach, to musimy mieć wiedzę o nich żeby choć móc wypożyczyć, stworzyć kopie. Potem są kwerendy na temat historii Żydów. Potem próby przymierzenia się do koncepcji, do rozmaitych scenariuszy.
Zapis judaików. To była gigantyczną robota wykonana przy wielkim udziale Jerzego Halbersztadta i z jego inspiracji. Kiedy mieliśmy pierwsze 2 tysiące byliśmy szczęśliwi. Potem było 20 tys a teraz jest ponad 70 tys judaików jakie są u nas i na tych ziemiach, które były częścią królestwa polskiego: na Litwie, na Białorusi, na Ukrainie. Także tam bo to była część historii Żydów. Tam ich jest jeszcze wiele ale trzeba mieć jakieś zgody i znawców, którzy wiedzą, gdzie szukać. Daleko jesteśmy od “kompletu” – mówi przewodniczący Rady Muzeum.

Trójstronne porozumienie

Pieniądze to jest jedna rzecz. Druga to proces dochodzenia do wspólnej decyzji, tak żeby to było przedsięwzięcie partnerskie – bezkonfliktowy układ pomiędzy rządem, reprezentowanym przez Ministerstwo Kultury, samorządem reprezentowanym przez Miasto Stołeczne Warszawę i Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny – organizacją pozarządową.
– Pod tym względem mógłbym powiedzieć, że było absolutnie świetnie. Po raz pierwszy na forum międzynarodowym, na Szczycie prezydentów i premierów w Sztokholmie idee stworzenia Muzeum Historii Żydów Polskich zgłosił prezydent Kwaśniewski. Byłem przy tym. Potem wielokrotnie pomagał nam w tym Włodzimierz Cimoszewicz, minister spraw zagranicznych. Potem wieki napęd sprawie nadał św pamięci Lech Kaczyński, gdy był prezydentem miasta stołecznego Warszawy Pamiętam jak powiedział do mnie: “Panie przewodniczący (SŻIH) ja kończę już budowę Muzeum Powstania Warszawskiego. Chciałbym, żeby następne było Muzeum Historii Żydów Polskich. Póki jestem prezydentem miasta Warszawy, to jestem w stanie przepchnąć uchwałę o dużej kwocie” – Wtedy chodziło o kwotę 40 mln bo nam się wydawało że się zmieścimy w 100 mln. Miasto by dało 40, rząd 40 a pozostałe 20 na budowę samej wystawy powinno zebrać Stowarzyszenie. Zakładaliśmy, że miasto i rząd odpowiedzialne są za samą budowę (samą skorupę) a my za treść, za program i za to co będzie pokazane. Jak się potem okazało w tym samym czasie Waldemar Dąbrowski, który był wówczas Ministrem Kultury na posiedzeniach rządu naciskał, żeby jak najszybciej wyłożyć już uchwalone 40 mln.
Mogę powiedzieć, że prezydent Komorowski przedłuża tę linię współpracy. Jest niepisany ponadpartyjny consensus – podkreśla Marian Turski.

Konieczny kompromis

Miasto i państwo – wszyscy dają i są przychylni. Czy nie wpływa to w jakimś sensie na konformizm, autocenzurę itd ze strony Muzeum w przekazywaniu historii współżycia Polaków i Żydów na jednej ziemi. Zwykle jak ktoś daje to i oczekuje. Ma w każdym razie możliwość wpływania… Tak sobie myślą przynajmniej niektórzy z nas. Tu trzeba dodać – ci, którzy wystawy nie widzieli.
– Takie niebezpieczeństwo zawsze jest, ale też jest tak, że jak my dajemy to też oczekujemy. Jak mamy układy partnerskie to siłą rzeczy musi się dążyć do jakiegoś kompromisu. Istotą kompromisu jest to, że każdy powinien być trochę niezadowolony. Każdy z nas jest troszeczkę niezadowolony. Zadowolenie jednak przeważa. Dam przykład: Wystawę stałą musiała zatwierdzić Rada, której mam zaszczyt przewodniczyć, w której są osobistości takie jak prof. Władysław Bartoszewski, prof.Henryk Samsonowicz, prof. Janusz Tazbir, prof. Daniel Rotfeld, pani prof. Bożena Szaynok. To są wszystko wybitni historycy. Dyrektor – prof Stola, jest wybitnym historykiem. Recenzenci byli także wybitni: prof Henryk Borodziej, prof. Andrzej Friszke, prof. Andrzej Chwalba. Najwyższa półka ekspertów i oczywiście było bardzo wiele uwag krytycznych. A potem podkomisja Rady zbierała się i szukała rozwiązań. Oczywiście kompromisowych. To robię, a tego nie robię, przy tym będę się absolutnie upierał…a przy tym nie – podsumowuje mój rozmówca. Przy czym upierał się Marian Turski? Na to pytanie nie dostaję odpowiedzi. Mój rozmówca zasłania się tajnością przebiegu dyskusji.

Bez cenzury

MT

Wlodek Goldkorn – L’Espresso           foto: Renata Zawadzka-Ben Dor

Nie czuję się usatysfakcjonowana. Podobne pytanie zadaję dyrektorowi Muzeum prof. Dariuszowi Stole. – Nie ma najmniejszych podstaw do przypuszczenia, że ktoś na nas wpływał – zapewnia. Żadnych nacisków ze strony miasta, czy rządu nie mogło być, bo nie istniał żaden ich związek ze Stałą Wystawą. Mogliśmy ją przygotować dzięki darczyńcom ze świata, między innymi z Polski od których ponad 145 mln pozyskało Stowarzyszenie ŻIH – instytucja pozarządowa. Pamiętajmy, przy tym, że opiekunami naukowymi tego okresu, który mógłby być najbardziej “wrażliwy” na wpływy – a więc galerii Zagłada, są prof Jacek Leociak i prof Barbara Engelking, których nie sposób podejrzewać by mogli ulegać jakimkolwiek naciskom. W zespołach tworzących poszczególne galerie pracowało wielu obcokrajowców, może nawet większość. Patronem całej wystawy jest pani Barbara Kirchenblatt – Gimblett prof Uniwersytetu z Nowego Yorku. Jej też nie sposób podejrzewać o uleganie jakimkolwiek wpływom – zapewnia dyrektor Muzeum. Jego opinię konfrontuję ze spotkanym tu Włodkiem Goldkornem. Pytam czy oglądając tę wystawę odniósł wrażenie, że była tu stosowana jakaś ostrożność, jakaś autocenzura, że kwestie pogromów z czasu wojny i te powojenne będą potraktowane “delikatnie” tak żeby nikogo nie urazić. – Nic takiego nie było. O Jedwabnem jest wszystko co można, Ja pierwszy raz widziałem wystawę z przewodniczką anglojęzyczną, która mówiła bardzo wyraźnie o pogromach powojennych. Bardzo odważnie. Mówiła tak jak było. To nie tylko Jedwabne. Tam są wyliczone wszystkie pogromy, we wszystkich miastach także te kolejowe. No może jeszcze nie wszystkie bo wszystkiego się nie da. Ale jest.

Renata Zawadzka-Ben Dor

To co mi się bardzo podobało – ale to już kwestia estetyki – to sposób w jaki pokazano zdjęcia z Ponarów. Na ogół te nagie kobiety także w Yad Vashem pokazuje się w sposób pornograficzny, a tutaj nie. Tutaj one są “ukryte” za słupami i właśnie na niewielkich fotografiach. Nie wyeksponowane. To jest przepiękne – ekscytuje się Włodek. Od dyrektora Stoli wiemy, że taki był zamysł. To pomysł Jacka Leociaka bo jak twierdził “Ludzie na tych zdjęciach byli poniżani dwa razy. Jak żołnierz niemiecki obcinał im brodę, czy pejsy i drugi raz jak musieli pozować innemu żołnierzowi do zdjęcia. Ja trzeci raz już ich do tego nie zmuszę. Chcesz zobaczyć musisz się schylić” Wszystkie te zdjęcia, podobnie jak zdjęcia z albumu Stroopa są w oryginalnych wielkościach. Małe zdjęcia i duże rysunki zrobione na podstawie zdjęć. Widziałam wystawę już pięć razy. Nadal się pochylam


 

twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com